Od kamienia węgielnego... ksiądz Andrzej Karaś, budowniczy, pierwszy przełożony szkoły.

Późnym popołudniem we wtorek 25 kwietnia anno 1724 w mieście Kielcach, po lewej stronie drogi zbiegającej południowym stokiem z katedralnej wyniosłości, poniżej Bramy Krakowskiej, tuż pobok kościoła pod wezwaniem Świętej Trójcy, przechodnie widzą grupkę krzątających się postaci. Nie wiemy, ile ich było ani kim byli, choć ubiór niektórych – sutanna – nie pozostawiał wątpliwości. Jedna z tak wyróżniających się osób, jedyna, którą znamy z imienia – ksiądz Andrzej Józef Karaś – wystąpiwszy przed zgromadzonych zbliża się do narożnika okalających plac fundamentów. Ujmuje kielnię i sięga do mularskiej kastry, a może wiadra, by zaczerpnąć zaprawy – to samo zrobią za chwilę niektórzy z obecnych – aby dopełnić uroczystego aktu wmurowania kamienia węgielnego na znak, że można przystąpić do budowy.

Na wzniesienie czekają dwa obiekty: budynek szkoły, pierwszej w mieście szkoły średniej, oraz – po drugiej stronie kościoła – gmach seminarium duchownego, dla którego ma kształcić kandydatów. Tak chciał biskup krakowski Konstanty Felicjan Szaniawski, właściciel i pan miasta. Hierarchę, który w 1720 roku objął rozległą, liczącą prawie tysiąc parafii diecezję, zaniepokoiły dotkliwe braki kapłanów. Podjął dzieło naprawy tej sytuacji, dopełniając zarazem tymi fundacjami wskazania dekretu soboru trydenckiego nakazujące rozwój nowego, opartego na seminariach, systemu kształcenia księży. Dzieło przygotowania i poprowadzenia powierzył księżom z Instytutu Księży Świeckich Życia Wspólnego, zwanych komunistami od łacińskiej nazwy ich stowarzyszenia (Institutum Clericorum Saecularium in Communi Viventium) bądź bartolomitami lub bartoszkami (od nazwiska założyciela zgromadzenia Bartłomieja Holzhausera z Bawarii; jak na owe czasy można go nazwać tolerancyjnym; zabraniał kaznodziejom ostrych polemik z ewangelikami, także „wymyślać w kazaniach na Kalwina i Lutra”). Nie byli zakonem, nie składali ślubów zakonnych, a przyrzeczenie, że do śmierci nie opuszczą instytutu. Na ziemiach polskich byli od niedawna, sprowadził ich Jan III Sobieski. Główny dom w Polsce mieli w Węgrowie (jako wotum do kościoła dostali od Krasińskich cudowne zwierciadło mistrza Twarowskiego; wisi w zakrystii).

Co skłoniło bpa Szaniawskiego, aby kielecką fundację powierzyć komunistom, a nie, jak to było w zwyczaju i tradycji, jezuitom? Podobno w podróżach po Niemczech poznał bartoszków jako dobrych organizatorów seminariów duchownych. Ale chyba przeważyły zatargi, jakie miał z jezuitami krakowskimi. I oto w sierpniu 1723 r. biskup udał się do Warszawy, gdzie przebywał prezes bartoszków polskich ks. Michał Gass, by go prosić o wydelegowanie przedstawicieli Instytutu do Kielc. Już pod koniec sierpnia przybył do Kielc młody, liczący trzydzieści jeden lat ksiądz Andrzej Karaś, wiceregens warszawskiego seminarium duchownego, po nim następni. Obowiązki swoje podjął w atmosferze niechęci, wręcz wrogości, okazywanej mu ze strony duchownych kapituły czujących zagrożenie dla swych, wszelkiej natury, przywilejów. Ks. Karaś korzystał z przychylności swego krakowskiego protektora, który mu nie szczędził rozlicznych godności, uwieńczonych nominacją na archidiakona kieleckiego. Na mocy aktu erekcyjnego wydanego przez bpa Szaniawskiego 3 czerwca 1726 r. ks. Karaś został regensem (przełożonym) szkoły oraz rektorem seminarium. Funkcje te przejął we wrześniu 1727 r., po inauguracji nauki w obydwu zakładach. Po dwu latach zrezygnował z obydwu tych funkcji na rzecz ks. Michała Gassa, zatrzymując w obu przypadkach stanowisko jego zastępcy. Zmarł 17 kwietnia 1752 r.

Wielka, z jasnego piaskowca wycięta płyta, złożona pod dzwonnicą na katedralnym dziedzińcu, nie znaczy miejsca spoczynku pierwszego przełożonego naszej szkoły. Pochowany został w podziemiach katedry. Tam, najpewniej w wydzielonym ossuarium, prochy księdza Andrzeja Józefa Karasia stały się bezimienne, z innymi wymieszane. W podpisie pod płytą widnieje data 1963. Wtedy znalazła się w tym miejscu. Obwiedziona łacińskimi inskrypcjami, pośrodku ma wyrytą czaszkę w birecie, poniżej wezwanie do pokory: Hodie mihi, cras tibi (dzisiaj ja, jutro ty), wyznanie: Andreas Peccator (Andrzej Grzesznik) oraz prośba o pamięć i modlitwę.

Jerzy Daniel

  fot. Jerzy Daniel